W ostatnich dniach listopada 1914 roku 3 armia rosyjska pod dowództwem Radko Dymitriewa podeszła traktem lwowskim (mniej więcej dzisiejsza droga nr 4) pod Kraków rozpoczynając tzw. II bitwę o Kraków. Plan Dymitriewa był prosty uderzyć na Twierdzę Kraków najkrótszą drogą wzdłuż traktu lwowskiego w najsłabsze jego zdaniem forty twierdzy Prokocim, Kosocice i Rajsko. Bitwa była zacięta, w pierwszych dniach grudnia wojska rosyjskie zdobyły pozycje na wzgórzu Kaim w Bieżanowie i od krakowskiego rynku dzieliło ich zaledwie 10 km, jednak forty twierdzy Kraków i ich załoga stanęła na wysokości zadania. W dniu 6 grudnia po krwawym starciu żołnierze austro-węgierscy zdobyli wzgórze Kaim i wyparli Rosjan, którzy musieli się cofnąć w rejon Wieliczki. Jednocześnie na skrzydle armii rosyjskiej toczyła się wielka operacja wojskowa mająca na celu odblokowanie Krakowa i zmuszenie Rosjan do wycofania swoich wojsk na linie Dunajca. Operacja łapanowsko-limanowska zmusiła w końcu również 3 armie rosyjską do wycofania się z Wieliczki - 12 grudnia Kraków został ostatecznie odblokowany a rosyjskie wojska już pod mury twierdzy nie wróciły.
W pierwszy dzień wiosny 2010 r. postanowiłem pojechać odwiedzić miejsca związane z tymi wydarzeniami: forty 50 - Prokocim, 50 1/2 West Kosocice, 50 1/2 Ost Kosocice, 51 Rajsko, 51 1/2 Swoszowice (Wróblowice), Cmentarz 383 - Wróblowice i wzgórze Kaim.
Na wycieczkę wyruszyłem o godzinie 10:00, niestety pogoda w pierwszy dzień wiosny nie była dla mnie tak łaskawa jak w ostatnie 2 dni zimy, było co prawda ciepło ale słońce tylko momentami wychodziło zza chmur, a jazdę utrudniał może niezbyt mocny, ale wiejący w twarz wiatr. Zanim dojechałem do Prokocimia w zasadzie miałem już dość jazdy, cały czas pod wiatr i do tego pod łagodne co prawda wzniesienia, ale w połączeniu z czołowym wiatrem wręcz zabójcze. Na szczęście odpoczynek pod fortem Prokocim pozwolił mi odzyskać trochę sił na dalszą jazdę. Sam fort widziałem tylko z zewnątrz ponieważ na jego terenie odbywały się zawody w paintballa, więc wolałem nie ryzykować ustrzelenia:) Dalej jechałem już za oznaczeniami Szlaku Twierdzy Kraków (żółto czarne), kolejno pod schron amunicyjny, kładką przez autostradę do fortów Kosocice. Niestety oba obiekty są niedostępne do zwiedzania, fort Ost Kosocice (Barycz) jest częściowo widoczny z ulicy Hallera, natomiast fort West Kosocice znajdujący się za cmentarzem w Kosocicach jest niemal całkiem niewidoczny - z cmentarza widać tylko wejście do fortu. Ja postanowiłem trochę pokombinować i w końcu zobaczyłem trochę więcej - niestety widok nie był specjalnie pokrzepiający, gdyż fort przypomina skład złomu. Dalej pojechałem za oznakowaniem szlaku do dużego fortu artyleryjskiego Rajsko, tu zobaczyłem najwięcej, fort jest dostępny można pooglądać go zarówno od zewnątrz jak i od wewnątrz, spotkałem też paru turystów zwiedzających ten ładny, lecz niestety mocno zdewastowany fort. Sam obiekt znajduje się na wzgórzu (349 m npm) z którego mamy bardzo ładny widok na Kraków i na pasmo Sowińca. Dalej pojechałem za szlakiem do pobliskiego fortu Swoszowice, niestety w tym miejscu mogłem sobie tylko przeczytać tabliczkę, gdyż sam fort znajduje się na prywatnym zamkniętym terenie w znacznej odległości od drogi, więc po prostu nic nie widać. Postanowiłem zobaczyć jeszcze cmentarz z okresu I wojny nr 383 we Wróblowicach, a w zasadzie to co z niego zostało. Po obejrzeniu cmentarza zjechałem pod kościół we Wróblowicach z ładną drewnianą dzwonnicą, a następnie zawróciłem w kierunku domu. Po drodze minąłem jeszcze szaniec piechoty znajdujący się przy ulicy Kuryłowica, a potem trochę błądząc dotarłem do Wieliczki, gdzie odbiłem w kierunku Krakowa, w planie był jeszcze postój na wzgórzu Kaim. Drogę nr 4 przeciąłem na wysokości węzła wielickiego i ulicą Pod Serafą skierowałem się w kierunku wzgórza Kaim tu trochę pobłądziłem ale ostatecznie dojechałem na miejsce. Po zaledwie 3 km jazdy terenowej do wzgórza, mój rower zdążył cały oblepić się błotem:( Krótki postój pod obeliskiem na wzgórzu Kaim, w porównaniu z poprzednim rokiem obelisk jest w gorszym stanie, wandale nadal rządzą w Bieżanowie. Droga do domu przez Bieżanów i Węgrzce Wielkie była o wiele przyjemniejsza niż droga do Krakowa, wiatr w końcu przestał przeszkadzać a na dodatek było dużo łagodnych ale długich zjazdów, co pozwoliło mi jechać znacznie szybciej i trochę podreperować słabą średnią wyjazdu. Dodatkowej motywacji do szybkiej jazdy dodawał mi jeszcze kropiący deszcz:) Po prawie 56 kilometrach wykończony dotarłem do domu. Pierwsza setka w tym roku pękła - podczas trzech wyjazdów w pierwszy wiosenny weekend.