Naoglądałem się ostatnio górskich etapów na Giro, więc w niedziele rano postanowiłem pojeździć trochę po okolicznych dość stromych wzniesieniach, trasa nie była długa, ale podjechałem Czyżyczkę od dwóch stron i Zonię od Zawady, zaliczając 540 metrów przewyższeń.
W zasadzie chciałem podobną trasę zaliczyć na mojej nowej szosie, ale ostatnią niedzielę zawiozłem ją do Niepołomic, więc dziś musiałem pojechać na crossie. Dziś postanowiłem też wykorzystać pulsometr, który kupiłem na allegro jakieś dwa lata temu. Korzystałem z niego jeżdżąc na trenażerze i byłem z nim też na Pasierbieckiej Górze, kiedy to przy pulsie 186 odcięło mi prąd:). Na dzisiejszy wyjazd postanowiłem ponownie z niego skorzystać. Puls przed wyjazdem miałem około 105-108. Jazda, na początek górka w Łapczycy, puls skacze do 150. Zjazd i podjazd pod Czyżyczkę, dość szybko puls przeskakuję mi próg HIGH ustawiony na pulsometrze na 152. To właśnie na podjeździe pod Czyżyczkę osiągam też puls maksymalny 165, zauważam też, że powyżej 160 zaczyna mi trochę brakować oddechu. Dojeżdżam do szczytu wzniesienia i pędzę w dół do Zawady, na zjeździe dokręcam, ale i tak puls spada mi poniżej progu LOW - 123. Po chwili jednak znowu podjeżdżam - tym razem na Zonię od tej łatwiejszej strony, czyli od Zawady, postanowiłem jechać właśnie tędy, ponieważ już 14 czerwca będzie właśnie z tej strony jechał amatorski wyścigi kolarski - Galicja Road Maraton. Wybieram się pokibicować, przed rokiem kolarze również zaliczali Zonię, od strony Sobolowa, w tym roku będą mieli łatwiej - co wcale nie znaczy, że będzie całkiem łatwo.
Początek podjazdu to dość stroma ścianka, puls systematycznie mi rośnie, ale już nie przekracza 160. Potem fragment łatwiejszego dość równomiernego podjazdu, jednak tuż przed przełęczą mega stroma ścianka. Dalej kawałek zjazdu i seria kolejnych ścianek z momentami wytchnienia. Zonia od tej strony jest podjazdem dość interwałowym, nigdzie nie ma aż tak stromo jak na podjeździe od Sobolowa, ale za to ścianek jest więcej, momenty wytchnienia pewnie niektórym pomogą, ale z drugiej strony nie wszyscy lubią takie zmienne nachylenie podjazdu. Szczyt podjazdu pod kapliczką, dziś mój GPS pokazał tam 400 m npm (odczyty na szczycie wahają mi się od 396 do nawet 406 m npm). Zjazd do Sobolowa bardzo szybki, przez chwilę myślałem jeszcze nad jednym podjazdem przez Las Wieruszycki, potem nad przejazdem wzdłuż Stradomki do Siedlca, a w końcu zdecydowałem się nawrócić w kierunku Czyżyczki.
Podmyta droga w Sobolowie w kierunku na Zawadę jest już wyremontowana, więc bez problemu pojechałem w kierunku Nieprześni, zamierzałem podjechać od drugiej strony Czyżyczkę, z tym że zaliczając bardzo trudny odcinek po betonie przez Nieprześnię. Jechałem tak już pod koniec ubiegłego roku, było ciężko, dziś zrobiłem powtórkę. Droga jest bardzo wąską, betonowa i do tego dość stroma, na najcięższych odcinkach beton jest dodatkowo poprzecinany, żeby ułatwić spływ wody. Powiem szczerze, że ten podjazd po betonowej drodze mocno mnie zmęczył, prędkość momentami spadła mi do 5-6 km/h i zacząłem jechać zakosami. Ponacinany beton bardzo utrudniał jazdę, przy tak niskiej prędkości. Ten trudny odcinek ma mniej więcej 700 metrów, średnie nachylenie wynosi prawie 10%, a na tym najtrudniejszym końcowym odcinku jest na pewno znacznie więcej. Różnica wzniesień wynosi 65 metrów, a na szczycie betonowej drogi jesteśmy już na wysokości 297 m npm. W porównaniu z tym odcinkiem reszta podjazdu po dobrym asfalcie to już pikuś. Jechałem dość mocno, patrzyłem na pulsometr i próbowałem jeszcze podkręcić tempo, ale niestety o ile odczyt pulsu wskazywał jeszcze rezerwy (145-155) to nogi już nie miały siły docisnąć - mimo wszystko uważam że ten asfaltowy odcinek pojechałem dość mocno.
Dalej już tylko zjazd, niewielka hopka w Łapczycy i byłem w domu. Dystans wycieczki niewielki, ale trudności spore, prawie 540 metrów przewyższenia, trzy podjazdy zaliczone. Forma chyba niezła, większych kryzysów na podjazdach nie miałem, ale drugiej strony brakowało mi siły, żeby miejscami mocniej nacisnąć.
Z dzisiejszej obserwacji pulsometru wynika, że ustawione automatycznie przez zegarek progi są w miarę OK. Do wartości HIGH ustawionej na 152 jadę w miarę bez problemu, powyżej tej wartości zaczynam się mocno męczyć a powyżej 160-165 zaczynam tracić oddech. Na dłuższych zjazdach puls szybko mi spada, nawet poniżej progu LOW - 123, nawet gdy próbuję dokręcać tempo. Na pierwszym podjeździe szybko puls skoczył mi powyżej 160, ale już na kolejnych ciężko mi było o taki puls, więc teoretycznie mógłbym cisnąć mocniej, niestety w tym momencie nogi dość wyraźnie mówiły nie. Może spróbuję więcej poczytać o jeździe z pulsometrem i spróbuję tak potrenować.