Dziś montowali u mnie w nowym domu drzwi zewnętrzne, więc po pracy musiałem jeszcze jechać za nie zapłacić, ale już koło godziny 16:30 byłem gotowy do wyjazdu na rower.
Plan był taki podjechać pod Chorągwicę, a potem zjechać do Wieliczki i wrócić do Niepołomic bocznymi drogami. Pogoda była ładna, ale jak wyjechałem to słońce zaczęło się chować za chmurami i zrobiło się chłodniej.
Na początek pojechałem do Stąniątek i drogą koło klasztoru (trwa remont wieży kościoła) pojechałem w kierunku Zagórza, a następnie skręciłem na Zakrzów. Tempo na początku raczej wolne, postanowiłem oszczędzać siły na trudny podjazd pod Chorągwicę. Dalej przejechałem przez Zakrzowiec i skierowałem się na Bodzanów, po drodze pojawiły się pierwsze górki, pod które starałem się kręcić dość mocno.
W Bodzanowie tym razem nie pojechałem pod kościół tylko od razu zjechałem w kierunku drogi nr 4 i rozpocząłem pierwszy poważny podjazd w kierunku Szczygłowa. Musiałem wrzucić najlżejsze przełożenie ale podjazd w sumie poszedł łatwo, następnie skręciłem na Biskupice i po kilku mniejszych hopkach dojechałem do drogi Wieliczka - Gdów. Kawałek szosą w stronę Wieliczki i podjazd do Biskupic, tu również remontują wieżę kościoła, ja jednak nie pojechałem pod kościół tylko od razu skierowałem się na Sułów. To właśnie ten odcinek z Biskupic do Sułowa długości mniej więcej 1 km jest najbardziej stromym fragmentem podjazdu. Musiałem jechać w stójce a momentami i tak prędkość spadła mi do 8 km - mimo to jechałem pod górę chyba zdecydowanie mocniej niż rok temu, gdy pierwszy forsowałem ten podjazd na szosówce.
Po dojeździe na skrzyżowanie w Sułowie skręciłem na Chorągwicę, zaraz za skrzyżowanie jest piękny punkt widokowy z panoramą wzgórz w okolicach Dobczyc i Beskidu Wyspowego. Postanowiłem więc porobić kilka fotek moim Alcatelem - aparat w tym smartphonie jest taki sobie, przy dobrym oświetleniu zdjęcia wychodzą jeszcze jako tako, ale przy gorszym jest kiepsko, o zbliżeniach można w ogóle zapomnieć, ale na potrzeby strony www zdjęcia od biedy mogą być. Po krótkiej przerwie jadę dalej na Chorągwicę, na początek zjazd ale po chwili już cały czas pod górę, jednak ten odcinek można już uznać za w miarę łatwy. Po kilku minutach kręcenia jestem już pod kościółkiem w Chorągwicy czyli w najwyższym punkcie Pogórza Wielickiego (430,5 m npm).
Z Chorągwicy zgodnie z planem rozpocząłem zjazd w kierunku Wieliczki, niestety asfalt w kierunku Mietniowa był zeszlifowany i jechało mi się ciężko i niezbyt szybko. Dojechałem do drogi 964 i przeciąłem ją na wprost w kierunku Sierczy, po paru minutach byłem już w Sierczy i rozpocząłem zjazd do Wieliczki. Zjazd znowu nie zbyt szybki, droga ruchliwa i z kiepskim asfaltem kiedyś będę musiał ją wypróbować pod górę:).
Wjeżdżam na rynek w Wieliczce, miasto to mimo iż bardzo blisko Niepołomic, nigdy nie było celem mojej wycieczki rowerowej (chociaż raz było, ale to jeszcze w szkole podstawowej na rowerze Torino), przejeżdżałem przez Wieliczkę parę razy, ale zawsze po drodze gdzieś. Nie inaczej było tym razem, ale postanowiłem poświęcić kilka minut odremontowanemu centrum miasta. Na płycie rynku pojawiło się ładne "kopalniane" malowidło 3D - podobne widziałem na zaporze Niedzicy. Co więcej to malowidło można sobie sfotografować specjalną maszyną i zdjęcie za free wysłać na maila - sprawdziłem działa. Koło malowidła jest też kiosk z pamiątkami. Sama płyta rynku i kamienice wokół też są odremontowane, podobnie jak znajdujący się trochę poniżej rynku szyb Regis. Jedyny minus to drogi w okolicach centrum, są wyłożone kostką brukową, w której już widać spore ubytki, a niektóre kostki zwyczajnie ruszały mi się pod kołami.
Po przerwie na rynku w Wieliczce ruszyłem pod cmentarz, zaskoczył mnie dość ciężki, ale na szczęście krótki podjazd, dalej dojechałem do drogi nr 4 i przeciąłem ją w kierunku na Czarnochowice. Powrót do domu już po płaskim więc i znacznie szybciej przez Kokotów, Brzegi i Grabie. Mniej więcej o 18:30 dojechałem na miejsce startu czyli do domu moich rodziców.
Wyjazd udany, Chorągwica ponownie na szosówce zdobyta. Zaliczyłem fajną trasę i nawet trochę pozwiedzałem. Niestety jesień coraz bliżej, dni robią się krótkie i gdy wracałem po 18 przy zachmurzonym niebie było dość szarawo. Muszę ponownie do szosówki zamontować jakieś lampki, żebym mógł śmigać wieczorami.
Przy okazji tego wyjazdu przebiłem 4 000 km w tym sezonie, następnego celu nie ustawiam wyjdzie ile wyjdzie, ale wygląda na to że mimo iż plany na sezon nie były za wielkie to rekord z poprzedniego padnie:)