Po nocy spędzonej w Wilczym Szańcu wstaliśmy rano i poszliśmy na śniadanie w restauracji. Pogoda nie była najlepsza po wieczornych i nocnych burzach było mokro i dość zimno, a niebo było zasnute gęstymi chmurami. Po śniadaniu i przetarciu rowerów (niestety noc musiały spędzić na zewnątrz) ruszyliśmy w drogę. Na początek szybko odwiedziliśmy jeszcze bunkry w strefie II i zrobiliśmy kilka fotek. Następnie ruszyliśmy do miejscowości Parcz, zaraz za Wilczym Szańcem mieści się park miniatur, widzieliśmy go tylko zza ogrodzenia ale już po tym można stwierdzić, że wygląda zachęcająco. W Parczu uzupełniliśmy bidony i ruszyliśmy dalej. Na skraju tej miejscowości znajduję się dość ciekawy cmentarz prawosławny z okresu I wojny światowej. W drodze do kolejnej miejscowości moja żona zauważyła, że ma mało powietrza w przednim kole, lekko dopompowałem i ruszyliśmy dalej obserwując sytuacje i w kolejnej miejscowości Ma
¼any stwierdziliÅ›my już na pewno, że koÅ‚o jest przebite..
Zatrzymaliśmy się pod sklepem i zacząłem ściągać koło, wyciągnąłem dętkę i poszukałem zapasu i tu okazało się, że jednak nie jesteśmy dobrze przygotowani do wyprawy. Miałem dwie dętki ale obie miały wentyl samochodowy, natomiast rower mojej żony ma dętki z wentylem Presta. Powiem szczerze, że byłem pewien, że moja dętka wejdzie na koło mojej żony, tymczasem okazało się, że wentyl samochodowy nie przejdzie przez obręcz. Zacząłem więc szukać łatek a tu kolejny zonk łatek nie mam. Pozostała więc naprawa metodą tradycyjną, w sklepie na przeciwko kupiłem klej Kropelka, pociąłem jedną z dętek i wykroiłem łatkę, którą zakleiłem dziurę. Po kilku minutach okazało się, że łatka trzyma jak trzeba, więc założyliśmy dętkę i ruszyliśmy dalej. Cała naprawa zajęła nam dość dużo czasu - prawie godzinę. Po tej przygodzie pojechaliśmy dalej. Dojechaliśmy do miejscowości Radzieje w której skręciliśmy na drogę miejscowości Kamionek Wielki, okazało się że droga na tym odcinka jest brukowana kamieniami i po raz kolejny strasznie się na takim bruku męczyliśmy. Po dojechaniu do Kamionka Wielkiego w końcu bruk się skończył i dalej już szybko przez Pniewo, brzegiem jeziora Mamry dojechaliśmy do Mamerek gdzie w czasie II wojny mieściła się Kwatera Główna Wojsk Lądowych.
Manerki wyglądają zdecydowanie mniej komercyjnie niż Wilczy Szaniec, za wstęp do Strefy I trzeba zapłacić 10 zł, można też wypożyczyć latarkę, jest ona potrzebna ponieważ w Manerkach można oglądać wnętrza nie zniszczonych bunkrów. W strefie I znajduję się 6 bunkrów w tym kilka tzw. bunkrów gigantów czyli takich w jakim w Wilczym Szańcu mieszkał Hilter. Na dachu bunkru nr 6 znajduję się wieża widokowa z której można podziwiać panoramę jeziora Mamry. Ciekawostką jest fakt, że góry nie widać ani jednego bunkra w lesie mimo iż znajdują się one całkiem blisko wieży widokowej. Niestety nie widać też za wiele w kierunku jeziora Mamry, miałem wrażenie, że od czasu budowy wieży drzewa trochę podrosły i dość skutecznie zasłoniły widok.
Po obejrzeniu bunkrów w strefie I udaliśmy się do bunkrów w strefie II, tam nie potrzeba już biletów. Niestety zwiedzanie strefy II jest mocno ograniczone przez wściekłe ataki komarów, więc przez strefę II raczej przebiegliśmy. Na terenie tej strefy znajdował się też dworzec kolejowy z którego można było dojechać pociągiem do Wilczego Szańca i Węgorzewa. Po opuszczeniu Manerek ruszyliśmy do Węgorzewa, po przejechaniu może 1 km dojechaliśmy do mostu nad nigdy niedokończonym Kanałem Mazurskim, który miał połączyć Wielkie Jeziora Mazurskie z rzęką Pregołą a przez nią z Morzem Bałtyckim. Jadąc z Kamionka Wielkiego przez Manerki do Węgorzewa cały czas objeżdżaliśmy jezioro Mamry, tuż przed Węgorzewem w miejscowości Przystań zobaczyliśmy ciemne burzowe chmury, gdy byliśmy w Trygorcie burza groziła już na całego. Do Węgorzewa pędziliśmy jak szaleni i tuż przed samym deszczem udało nam się dojechać do miasta i schować pod daszkiem koło jakiegoś banku. Padało przeszło pół godziny, jak deszcz trochę zelżał pojechaliśmy do schroniska młodzieżowego na ulicy Prusa, niestety okazało się, że nie ma miejsc, pani nam wytłumaczyła, że w Węgorzewie odbywa się Rockowisko i o nocleg będzie ciężko. Udaliśmy się więc do centrum, zatrzymaliśmy się na obiad w pizzerii przed zamkiem w Węgorzewie, który wcale nie wygląda jak zamek i zwiedzać go nie można. Po obiedzie zdecydowaliśmy się wyjechać z Węgorzewa i poszukać noclegu za miastem. Z Węgorzewa wyjeżdżaliśmy drogą główną nr 63, ale na szczęście wzdłuż drogi aż do miejscowości Ogonki znajduję się ścieżka rowerowa. Na granicach miasta znajduję się cmentarz żołnierzy radzieckich, który zginęli podczas wyzwalania Węgorzewa w 1945 r.
Próbowaliśmy szukać noclegu w Ogonkach nad jeziorem Święcajny, ale tu też był problem. Skręciliśmy w prawo w stronę miejscowości Harsz, po drodze wstąpiliśmy jeszcze do jednego ośrodka z domkami nad jeziorem, ale warunki w małych domkach były raczej kiepskie, więc pojechaliśmy dalej. Na szczęście pogoda się trochę poprawiła i nawet wyszło słońce. Po kilku kilometrach jazdy dojechaliśmy do wioski Harsz okazało się, że jest tu kilka gospodarstw agroturystycznych i z noclegiem nie ma problemu. Znaleźliśmy bardzo fajny nocleg nad samym brzegiem jeziora Harsz. Wieczorem się rozpogodziło na całego, poszliśmy więc na spacer, najpierw na brzeg jeziora a potem do sklepu. Chcieliśmy spędzić kilka chwil nad jeziorem, ale niestety mimo słońca było dość chłodno. Następnego dnia mieliśmy dojechać do nieodległego już Giżycka - miał to być ostatni etap naszej wyprawy.