Wyprawa do Wiednia - dzień 2
Drugi dzień wyprawy rozpoczęliśmy o godzinie 8:00 od postoju pod sklepem w Chochołowie - ostatnia szansa na zakupy za złotówki. Po przerwie przejechaliśmy przez Chochołów i skręciliśmy w prawo na Suchą Horę, krótki ale dość stromy podjazd i jesteśmy już na Słowacji. Od granicy jedziemy głównie w dół, więc idzie szybko. Pierwszy postój w Trstenie, gdzie rozprawiamy gdzie jechać dalej. Po kolejnych 10 km dojeżdżamy do miejscowości Tvadosin i zaczynamy jechać wzdłuż Oravy. Kolejny postój pod pięknie usytuowanym na skale zamkiem Orawskim - tu stoimy dłużej, jemy drugie śniadanie. Ja wychodzę na górę pod bramę zamku, wstęp jest płatny i kosztuję 6 euro, nie ma czasu na zwiedzanie. Dalej jedziemy drogą krajową 59, ruch jest duży ale na szczęście droga ma pobocze po którym możemy się swobodnie poruszać. Po przejechaniu 55 km dojeżdżamy do Dolnego Kubina, tu znowu dłuższy postój odpoczywamy na ładnym rynku.
Po wczorajszym bardzo gorącym dniu, dziś jest wyraźnie chłodniej, niebo jest zachmurzone, ale na razie nie ma jeszcze zagrożenia deszczem. Po przerwie jedziemy dalej, nadal krajówką choć tym razem z numerem 70, tak dojeżdżamy do Parnicy (66 km), gdzie odbijamy w prawo na drogę 583 prowadzącą wokół Małej Fatry przez park narodowy. Od razu ostro pod górę, ale po chwili zjazd i dalszy podjazd choć tym razem dość łagodny. W parku narodowym doświadczamy też dziwnego zjawiska, wydaje się, że droga prowadzi w dół, podczas gdy w pedałach czuć że jedziemy pod górę. Mój GPS potwierdza, że jest ciągle pod górę. Jadę pierwszy z prędkością 19-20 km poszczególni członkowie wyprawy odpadają od peletonu i Zazrivie na 76 km mam za sobą już tylko Grześka i Wojtka. Robimy postój i czekamy na resztę, chowamy się na przystanku autobusowym bo coś zaczyna kropić. Po dojechaniu reszty grupy decydujemy, że jedziemy dalej i miejsca na obiad poszukamy dopiero za górą. Po skręcie o 90 stopni dopiero zaczyna się robić stromo na kolejnych 3,6 km pokonujemy 175 metrów różnicy wysokości, a sama końcówka przed kulminacją asfaltu na wysokości 759 m npm jest piekielnie stroma, znak pokazuje 12% ale nie wiem czy miejscami nie było więcej. Na szczycie jesteśmy tylko we dwójkę ja i Grzesiek, ubieramy kurtki bo wyraźnie zaczyna padać. Kolejne kilometry pędzimy z dużą prędkością w dół, zatrzymujemy się dopiero Terchowej, pada już na całego, dojeżdża reszta peletonu i robimy postój na obiad.
Po przerwie obiadowej jedziemy dalej, na szczęście padać przestało, dalej jedziemy szybko, droga ma wyraźną tendencje w dół, wyjeżdżamy z parku narodowego i drogą 583 mkniemy do Žyliny. Dość nieoczekiwanie mam kłopoty z przerzutką tylną, biegi same przeskakują i nie chcą się zmieniać jak należy. Wrzucam na jeden trybik na którym nie kłopotów i przerzucam tylko przerzutką przednią. Dopiero jak zatrzymujemy się na stacji benzynowej przed samym miastem to robię lekką regulacje i po chwili wszystko gra, ciekawe dlaczego tak jakoś dziwnie mi się przerzutka rozregulowała.
Po kolejnych kilku kilometrach dojeżdżamy do Žyliny, to duże miasto nie mamy tu klepniętego noclegu, Krzysiek ma parę adresów, jedziemy do dużego motelu, ale miejsc nie ma. Babka w recepcji podaje inny adres, kawałek wracamy i znajdujemy nocleg, co prawda nie specjalnie tani (14 euro) ale w miarę przyzwoity. Wieczorem jeszcze zakupy w pobliskim sklepie i tak kończymy drugi dzień wyprawy. Znowu nie był to łatwy etap, przewyższeń co prawda mniej niż wczoraj, było też dużo odcinków w dół, ale podjazd wokół Małej Fatry dał nam mocno w kość.